Gdy Michał Janota podpisywał kontrakt z Arką w lipcu tego roku, żartowano, że do Gdyni trafia przynajmniej rok za późno. Do Arki miał go przecież sprowadzić, w pakiecie z Maciejem Korzymem, poprzedni trener żółto-niebieskich, Leszek Ojrzyński. Janota był nazywany piłkarskim „synkiem” szkoleniowca, u którego występował w Koronie Kielce i Górniku Zabrze. Koniec końców Michał trafił do Arki już za kadencji Zbigniewa Smółki. Piłkarskiego, hm, „ojczyma”?

W końcu to pod wodzą Smółki 28-letni obecnie pomocnik wyraźnie odżył. Miało to miejsce w sezonie 2017/18 w Stali Mielec. Wprawdzie dorobek punktowy zawodnika (5 goli, 4 asysty) nie rzucał na kolana, Janota był jednak ważnym ogniwem walczącej o awans do ekstraklasy Stali. I podobnie jak współpracujący wcześniej ze Smółką Aleksandyr Kolew i Robert Sulewski, trafił latem do Gdyni.

Transferowi pomocnika do Arki towarzyszyła narracja w stylu „ostatniej szansy” na pełne zaprezentowanie swoich walorów na poziomie ekstraklasy. Wcześniej Janota spędził 2,5 sezonu w Koronie, rundę w Pogoni Szczecin i sezon w Górniku Zabrze, ale za każdym razem występom Michała towarzyszyło poczucie niedosytu, czy wręcz rozczarowania, bo po piłkarzu, który szkolił się w Holandii i kilka lat spędził na tamtejszych boiskach, którego dużą zaletą miała być technika, spodziewano się znacznie więcej.

Z kibicami Arki przywitał się najlepiej jak mógł. Jego bramka z 45. minuty meczu o Superpuchar Polski z Legią w Warszawie dała żółto-niebieskim to trofeum, drugi raz z rzędu. W lidze po raz pierwszy na listę strzelców wpisał się w czwartej kolejce, tym razem dając punkt w pojedynku z Górnikiem Zabrze. W minionej rundzie Janota dziewięciokrotnie wpisywał się na listę strzelców, czyniąc to w najróżniejszy sposób. W 30. minucie domowego meczu z Zagłębie Sosnowiec, ustawił piłkę na lewej nodze, po czym huknął z dwudziestu kilku metrów w samo okienko bramki gości. Podobnie cudownej urody bramkę zdobył kilka dni temu w meczu z Wisłą Płock. Trzykrotnie nie mylił się z jedenastu metrów. Potrafił też wykorzystać błędy rywali i trafić do siatki w opanowaniem godnym najlepszych napastników, jak w meczach z Miedzią Legnica i Jagiellonią Białystok. Dodatkowo trzy razy ostatnim podaniem pozwalał kolegom z drużyny cieszyć się ze strzelonego gola.

W podsumowaniu rundy przez portal Ekstrastats, nazwisko Janoty często pojawia się wśród najlepszych w zestawieniach indywidualnych. 28-latek znajduje się w czołówce klasyfikacji kanadyjskiej ekstraklasy, jest drugim najlepszym strzelcem, jeżeli weźmiemy pod uwagę jedynie Polaków. W końcu miał udział w 40% bramek drużyny, co także plasuje go w czołówce ligi. A przecież nie o same bramki chodzi. Janota imponował w tej rundzie także sposobem gry, świetną techniką, umiejętnością dostrzeżenia kolegów i zdobycia się na nieszablonowe zagranie. U Zbigniewa Smółki pomocnik nie jest zmuszony do cięższej pracy w defensywie, czego efektem jest możliwość skupienia się na kreowaniu gry z przodu.

 

 

Łyżka dziegciu? W trakcie słabej dla Arki końcówki rundy, nie błyszczał również Janota, któremu zdarzało się po prostu znikać na dłuższe momenty meczów. Pytanie na ile to kwestia słabszej formy całej drużyny, a na ile zmęczenia, o którym wspominał Zbigniew Smółka? Spotkań takich, jak 1/8 finału Pucharu Polski z Jagiellonią czy przegranego meczu z Cracovią Michał także nie zaliczy do udanych. Zdarzało się również, że jego straty, wynikające czasem może z nieco nadmiernej pewności siebie, prowokowały groźne kontry rywali. To rzeczy, które z pewnością warte są analizy.

Jednym z najważniejszych żółto-niebieskich życzeń na te święta powinno być to, o przynajmniej tak samo dobrej formie na wiosnę urodzonego w Gubinie zawodnika. Sam Janota ma podwójne powody do świętowania – po pierwsze za nim udana runda, po drugie, jak oznajmił w ostatnim meczu z Wisłą Płock, po raz drugi zostanie ojcem. Wydaje się, że wszystko zarówno w życiu piłkarskim i osobistym Michała Janoty jest na swoim miejscu. Obyśmy mogli się cieszyć jego dobrą postawą także w nadchodzącej rundzie.