Cztery miesiące bez wygranej. Dwanaście meczów z rzędu bez możliwości świętowania zwycięstwa. W jakim innym klubie trener wciąż pozostawałby na stanowisku? Okazuje się, że możliwe jest to jedynie w Gdyni. Zbigniew Smółka notuje właśnie serię 12 meczów bez wygranej, wliczając mecz Pucharu Polski. Po raz ostatni trybuny stadionu w Gdyni świętowały 26 listopada ubiegłego roku. A mimo to trener nie podaje się do dymisji, a w przerwie ostatniego meczu właściciel zapewnia o pełnym poparciu dla szkoleniowca.

Smółkę zatrudniano z myślą o zredefiniowaniu stylu gry Arki. Miało być nie tylko skutecznie, ale też ładnie dla oka. Spoglądając jednak na listę spotkań rozegranych przez Arkę w tym sezonie, obie te rzeczy łączy jedno spotkanie. Jedno! W meczu z Wisłą Kraków Arkowcy zaprezentowali naprawdę świetną piłkę. Mieli też trochę szczęścia, ale ostatecznie wygrali aż 4:1. Paradoksalnie jednak właśnie od meczu z Wisłą rozpoczął się ostry zjazd drużyny, która w lidze notuje właśnie bilans 0-3-8 i jest tuż nad strefą spadkową, a wielce prawdopodobne, że w środę wieczorem, po zakończeniu 28. kolejki, już się w niej znajdzie.

Arka nie ma wyników i nie ma stylu. Wiosną przegrała 6 z 7 meczów. A mierzyła się z drużynami, które wcale nie prezentują się świetnie. Korona, Legia i Śląsk u siebie, Lech na wyjeździe – w tych wszystkich meczach rywale nie grali wielkiej piłki, momentami nie było widać wielkich różnic piłkarskich między nimi, a Arką, a jednak wszystkie te pojedynki żółto-niebiescy przegrywali. Obecnie Zbigniew Smółka punktuje ze średnią 0,96 na mecz. Na tym samym etapie sezonu rok temu, Arka miała na koncie o 11 punktów więcej, a Leszek Ojrzyński zdobywał średnio 1,37 punktu na mecz.

Zbigniew Smółka choćby w magazynie Liga + Extra, podkreślał jak często rozmawia indywidualnie z piłkarzami. Chyba magia tych rozmów przestała wiosną działać. Michał Janota i Maciej Jankowski, czyli dwóch najskuteczniejszych, najbardziej wyróżniających się zawodników jesienią, wiosną notują niebywały zjazd, będąc w czołówce najgorszych piłkarzy Arki. Zaliczający obiecujące występy w rundzie jesiennej Christian Maghoma długo był trzymany na ławce, a wskoczył na dobre do składu dopiero z powodu kontuzji Frederika Helstrupa, szybko pokazując, że powinien się tam znaleźć znacznie wcześniej, w meczu ze Śląskiem będąc najlepszym zawodnikiem Arki. Forsowany jest Michael Olczyk, który, co pokazują statystyki, unika gry jak może i nie wygląda jak piłkarz z poziomu ekstraklasy. Sam jednak kontraktu nie podpisał, sam nie wystawia się do gry w wyjściowym składzie.

Smółka ślepo wierzy w to, co pokazują mu dane statystyczne, w swoje „tabelki”. Po meczu z Legią zapowiadał kontynuację dotychczasowej pracy, i trzeba przyznać, że dopiął swego – w meczu ze Śląskiem Arka zaprezentowała się podobnie jak w poprzednich wiosennych meczach i zanotowała podobny wynik. Od kilku tygodni trener nie wygląda na osobę, która będzie w stanie na cokolwiek wpłynąć i cokolwiek zmienić. Zasłynął za to z kreowania się na człowieka oderwanego od rzeczywistości, krytykując drużyny wygrywające z Arką (jak Korona Kielce) za brak chęci gry w piłkę, czy po kolejnych porażkach podkreślając każdorazowo walkę i zaangażowanie swojego zespołu, co w zderzeniu z wynikami notowanymi w ostatnich miesiącach przez Arkę brzmi coraz bardziej groteskowo. Zdejmowanie presji z zawodników też powinno mieć swoje granice, bo w pewnym momencie może przypiąć trenerowi łatkę niezbyt poważnej osoby. Do tego doszła jeszcze duża koncentracja na temacie strasznej murawy po pierwszym meczu w Gdyni w tym roku, co w kontekście formy drużyny zabrzmiało kiepsko.

Poza tym mamy jeszcze kwestie pozaboiskowe. Smółka zadeklarował drużynie, że nie zamierza wysyłać nikogo do rezerw. Jednak przed rundą wiosenną trafili do nich Robert Sulewski i Karol Danielak. Na stronie oficjalnej w kadrze pierwszej drużyny pozostaje Marcus da Silva, ale w rzeczywistości na w barwach Arki pojawia się jedynie na boiskach IV ligi. Najbardziej doświadczony i najbardziej zasłużony z obecnej kadry zawodnik, zamiast przynajmniej być w szatni w trudnym momencie, jak przy okazji wczorajszego meczu ze Śląskiem, zdobywał bramkę na wagę punktu w wyjazdowym meczu z Gromem Nowy Staw. Marcus usłyszał od szkoleniowca, że jest szóstym czy siódmym piłkarzem na pozycję, na której występuje. Liga szybko jednak zweryfikowała tę siłę i liczebność skrzydeł Arki. Jeszcze na zgrupowaniu kontuzji doznał Mateusz Młyński, wystawiany w pierwszym składzie od momentu przyjścia do klubu i grający bardzo słabo Maksymilian Banaszewski ostatnio zasłużenie zajął miejsce na ławce rezerwowych. Nabila Aankoura brakuje nawet w kadrze meczowej, nie błyszczy również Luka Zarandia. Zatrzymując się na chwilę na Gruzinie. Nie do końca wyleczony zawodnik zasiadł na ławce w meczu z Legią i w drugiej połowie pojawił się na boisku, co przypłacił tym, że zabrakło go w meczach z Zagłębiem, Śląskiem i najbliższym z Lechią.

Jeden mecz rozegrał na prawym skrzydle Michael Olczyk, ale pomińmy ten występ milczeniem. W ostatnich dwóch spotkaniach pozycje na prawej i lewej stronie pomocy zajmowali wymienieni wcześniej Janota i Jankowski. Ciężko uwierzyć, żeby nawet wchodząc na 20-30 minut Marcus nie dałby więcej niż wszyscy wyżej wspomniani zawodnicy. Nie wspominając o wpływie na resztę drużyny. Jak powiedziała jedna z osób mocno związanych z Arką, w tej chwili nie ma w szatni nikogo, kto wstrząsnąłby zespołem.

Słaba postawa na boisku to oczywiście nie wyłącznie wina trenera. Koniec końców na murawę wybiegają piłkarze, a ci prezentują się po pierwsze słabo piłkarsko, po drugie, co widać było w meczu ze Śląskiem, dochodzi do coraz większych tarć personalnych. Na tym etapie sezonu nie da się jednak wymienić połowy kadry, a ta obecna nie jest na tyle liczna, a przede wszystkim wyrównana, by dokonać w niej jakiejś rewolucji. Wszystkie powyższe kwestie wskazują jednak, że osoba Zbigniewa Smółki na stanowisku trenera nie zwiastuje przełamania, źle wpływa też na drużynę w kwestiach pozaboiskowych.

Do tego dochodzą coraz głośniejsze komentarze na temat zażyłych relacji trenera z właścicielem (właścicielami) oraz dyrektorem sportowym. Tama pękła w trakcie meczu ze Śląskiem, a do informacji publicznej wylały się (na przykład na Twitterze) pogłoski dotyczące biznesowych powiązań Smółki z rodziną Midaków. Trudno się jednak temu dziwić, skoro w przerwie meczu Dominik Midak po raz kolejny zapewnił o bezpiecznej pozycji Smółki, a także o tym, że klub zmierza w dobrym kierunku, co dla kibiców Arki zabrzmiało co najmniej jak zaśmianie się w twarz. Wracając do początku tego tekstu i statystyk występów Arki w ostatnich czterech miesiącach, i łącząc je z trzymaniem Smółki na stanowisku, trudno się dziwić doszukiwaniu innych powodów niż iście anielska cierpliwość właściciela.

Błędem był brak decyzji o rozstaniu ze szkoleniowcem już przed przerwą na mecze reprezentacji. Dłuższa pauza w rozgrywkach ligowych pozwoliłaby nowemu szkoleniowcowi na zapoznanie się z drużyną i próbę szybkiego wdrożenia nowych pomysłów oraz przewietrzenia atmosfery w szatni. Pozostawienie Smółki przedłużyło tylko agonię, bo mimo krótkiego zgrupowania w Gniewinie, na boisku nie było widać żadnych nowych pomysłów, żadnej iskierki nadziei na zmiany. Pozostawienie trenera na stanowisku to próba wznowienia akcji serca u pacjenta, u którego monitor pokazuje płaską linię od kilkunastu godzin.

Bardzo bliski termin kolejnego meczu nie powinien mieć znaczenia dla decyzji działaczy, która powinna zapaść jak najszybciej. Nie ma już sensu przedłużać obecnej sytuacji, i to nawet w przypadku pozytywnego wyniku w Derbach Trójmiasta. Choć po takiej serii, przy takiej atmosferze wokół klubu jedyny prawdopodobny rezultat we wtorkowych derbach to niestety wysoka porażka Arki. I bardzo wątpliwe żeby pomogło w tej sytuacji zabieranie drużyny na kolejne zgrupowanie, tym razem do hotelu.