Teraz albo nigdy. Wóz albo przewóz. Życie albo śmierć. W meczu o dziewięć punktów, ba, o Ekstraklasę dla Gdyni, Arka zmierzy się dzisiaj z Miedzią Legnica. Mija równo 150 dni od ostatniego kompletu punktów żółto-niebieskich w lidze. To idealna okazja na przełamanie. Lepszej naprawdę już nie będzie. Utrzymanie wciąż jest realne. Trzeba w to tylko uwierzyć.

Arka Gdynia znalazła się w tak specyficznej sytuacji, że nie ma co rozpisywać się na temat dzisiejszego przeciwnika i poświęcać mu rozbudowane analizy. Oczywiście, trzeba podwajać Petteriego Forsella, nie zostawiać mu miejsca na boisku, nie dopuszczać Fina do strzałów sprzed pola karnego i nie faulować przed własną szesnastką, żeby nie dawać mu okazji do uderzeń z rzutów wolnych. Oczywiście, trzeba przypilnować świetnego technicznie lewoskrzydłowego Juana Camary. Oczywiście, trzeba zdominować drugą linię gości. Ale to wszystko tylko teoria. Popularni ,,cyganie” tak naprawdę w Gdyni prochu nie wymyślą. Arkowcy muszą skupić się na sobie.

A jest na czym się skupiać. Gdynianie mają wiele problemów. Począwszy od braku choćby jednej typowej ,,dziewiątki”  (kontuzjowani są i Aleksandyr Kolew, i Rafał Siemaszko) poprzez fatalną dyspozycję w obronie (bramka Kamila Zapolnika w Zabrzu była symbolicznym podsumowaniem wiosennej formy gdyńskiej defensywy), a skończywszy na rotacjach w składzie. W starciu z legniczanami również dojdzie do co najmniej dwóch zmian w wyjściowej jedenastce drużyny Zielińskiego, choć to mogą akurat okazać się zmiany błogosławione. Za kartki pauzować będzie Nabil Aankour, a kontuzję w poprzedniej kolejce odniósł Michał Janota – obaj piłkarze od dłuższego czasu znajdują się w tragicznej dyspozycji, a ich szerokie kompetencje boiskowe miały w dużej mierze toksyczny wpływ na grę drużyny. To jednak nie czas na dywagacje związane z indywidualną formą poszczególnych zawodników. To czas mobilizacji. Przed Arkowcami najważniejszy mecz w sezonie. Ich główny problem nie leży w braku napastnika, dziurawej obronie czy Janocie. Największy rywal do pokonania to psychika. Piłkarze muszą na nowo uwierzyć w utrzymanie. Wyjść z impasu mentalnego, w jakim się znaleźli wskutek kolejnych porażek. Przełamać najczarniejsze myśli i najsilniejsze demony. Złamać granicę bólu. Fizycznego i psychicznego. Unieść się ponad słabość. Są w stanie to zrobić. Spotkanie z Miedzią to dla Arki pojedynek ostatniej szansy, by włączyć się do walki o utrzymanie, by nie stracić kolejnych oczek do wyprzedzających ją drużyn. Przecież właśnie dla takich meczów, na takim poziomie presji, zawodnicy codziennie trenują. Oto nadchodzi czas próby, ale żółto-niebiescy naprawdę mogą wyjść z tej próby zwycięsko. Warunek? Zebranie myśli, odrzucenie tych negatywnych, koncentracja i wyjście na boisko z nastawieniem jak na wojnę. Odzyskanie wiary, że Ekstraklasa pozostanie w Gdyni.

Oczywiście, nie ma co liczyć na to, że obrońcy Miedzi nagle rozstąpią się przed Arkowcami jak Morze Czerwone (albo jak stoperzy Pogoni przed piłkarzami Lechii we wczorajszym spotkaniu, ale to już temat na zupełnie inną dyskusję). Ale jeśli Stadion Miejski w Gdyni poniesie żółto-niebieskich do boju fanatycznym dopingiem, to jest możliwe rozbicie Miedzi i powrót pełnej nadziei na utrzymanie w lidze. I to powinien być cel nas wszystkich na czwartkowy wieczór. Każdy ma do zrobienia swoją robotę. Piłkarze na murawie, kibice na trybunach. Wierzymy, że wciąż jest możliwe wyjście z kryzysu. Arka razem jest, nawet w chwili złej, więc do boju marsz, póki wojna trwa, Arko, mecz wygrasz!


Przewidywane składy:

Arka: Steinbors – Zbozień, Maghoma, Helstrup, Marciniak – Zarandia, Deja, Vejinović, Nalepa, Jankowski – da Silva.

Miedź: Dżanajew – Miljković, Osyra, Monteiro, Pikk – Ojamaa, Augustyniak, Fernandez, Santana, Camara – Forsell.