Nie przeszkodziło to jednak niewielkiej grupce osób udać się na Podlasie, aby zobaczyć „piłkarzy” Arki podczas jednego z kolejnych meczów o „być albo nie być”.
Z Gdyni wyruszyliśmy ok godziny dziesiątej, dwoma autami i spokojnie udaliśmy się na wschód. Zaraz przed Białymstokiem jesteśmy odebrani przez chłopaków z Jagiellonii, którzy kierują nas pod stadion. Tam czeka na nas już przedstawiciel FC Ruciane-Nida i w 13 osób zajmujemy miejsce na uboczu trybuny gospodarzy, skąd oglądamy mecz. Trzynaście dlatego, że oprócz nas, obecne trzy osoby z widzewskiego FC Łowicz.
Na początku daliśmy o sobie znać okrzykiem „jesteśmy zawsze tam” i to by było na tyle z dopingu tego dnia. Może jeszcze radość z pierwszej bramki mogła być słyszalna. Po niej Arka oczywiście się cofa i już w pierwszej połowie chciała bronić wyniku. Jak można się było domyśleć, nie wyszło to im na dobre i dzięki wspaniałej interwencji Witkowskiego na polu karnym, tracimy drugą bramkę pod sam koniec meczu. Piłkarze schodzą do szatni, o nas zapominają.
Czas wracać, więc wyjeżdżamy z parkingu, lecz czeka na nas przykra niespodzianka w postaci tamtejszej milicji. Przez ponad godzinę staliśmy pod bramą wyjazdową ze stadionu, podczas której byliśmy przeszukiwani i sprawdzani. Sprawdzane były również telefony, a przeszukiwane samochody. Oczywiście na nic to, ale godzinka lekko minęła. Czemu tak długo? Może problemy z czytaniem lub odblokowaniem telefonów, sam nie wiem... W końcu ruszamy eskortowani przez jedną niebieską, migotającą furgonetkę w kierunku Łomży.
Za Białymstokiem zatrzymujemy się na pierwszej stacji benzynowej, a tutaj czeka nas niespodzianka. Otóż obok nas stał autokar na rejestracjach GWE, a w sklepie nie kto inny jak wielce szanowany i lubiany wśród gdyńskich kibiców, pan kierownik Paweł B. Skory do rozmów nie był, ale jego plany były oczywiste. Kupując whiskey za 144 zł chciał świętować/opłakiwać nieuchronny spadek do pierwszej ligi. Na zapitę - Coca-Cola. Osobiście liczyłem, że coś nam poleje, ale nic z tego. W związku z tym wzięliśmy sprawę w swoje ręce i zawróciliśmy w stronę Białegostoku na poszukiwania gdyńskich gwiazd futbolu.



bednarczyk z whiskey

Dwie butelki whiskey - 144 zł. Zapita - 12 zł. Relaks kierownika drużyny po przegranym meczu - bezcenne

 

Nie minęło kilka chwil, a za wytrwałość zostaliśmy nagrodzeni. W pięknym hotelu, w holu restauracyjnym jak znalazł, siedziała cała drużyna. Nie omieszkaliśmy zatem poprosić ich do wspólnego dialogu. Wymiana zdań była kilkuminutowa, odpowiadał tylko Trytko. Szczegółów nie zdradzam.

Spod Białegostoku wyruszyliśmy po raz drugi, znowu z eskortą. W Łomży przy trasie zauważony ŁKS. Na skrzyżowaniu postanowiliśmy się troszkę pobawić i gubimy eskortę, skręcając w inną ulicę. Kilka minut i jesteśmy jednak dogonieni. Kilka gróźb ze strony wąsów i jedziemy dalej. Następny powiat, następne wąsy, następna zabawa. Tym razem schowaliśmy się na stacji, więc po raz kolejny nas zneleźli. W Olsztynie zostajemy sami i możemy mocniej przycisnąć na pedał gazu, dzięki czemu w Gdyni meldujemy się na godzinę 4.
Wyjazd z wieloma atrakcjami, ale na chwilę o nim zapominamy, bo wszyscy mobilizujemy się na Wodzisław! Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasza Arka gra!