Gazeta Wyborcza Łódź

 

Jak to się stało, że Widzew znów nie wygrał meczu

Piłkarze z al. Piłsudskiego dołożyli kolejny mecz do kolekcji "spotkań, które były do wygrania, ale których nie wygrali". Oby nie stało się to specjalnością piłkarzy Widzewa
Najpierw był remis z Lechem Poznań, później przegrana z Wisłą Kraków i wreszcie kolejny podział punktów, tym razem z  Polonią Warszawa. W każdym z tych meczów widzewiacy mogli wygrać, oczywiście raz mieli na to większe, innym razem mniejsze szanse. Ale na pewno każdy z tych rywali był w zasięgu drużyny Andrzeja Kretka. Tym bardziej była w nim Arka Gdynia, z którą w sobotę widzewiacy podzielili się punktami. - Moim zdaniem remis jest zasłużony - mówił po meczu trener Kretek, ale na pewno odczuwał spory niedosyt.
Dziennik Łódzki
Gdyby ktoś obserwował grę Widzewa w różowych okularach optymisty to sprawozdanie z sobotniego meczu w Gdyni z Arką mógłby zacząć od tego, że widzewiacy po raz pierwszy od powrotu do ekstraklasy zaczęli spotkanie od zdobycia prowadzenia. A zakończyć tym, że w tym sezonie łodzianie poza Łodzią zachowali miano niepokonanych. To są fakt, które cieszą i są nie do podważenia.
Ale powodów do mniej radosnych refleksji jest więcej. Z pewnością dla gości był to mecz do wygrania, a tymczasem remis uratował bramkarz widzewiaków. Obaj trenerzy dokonali zmian w stosunku do meczu w  poprzedniej kolejce. Dariusz Pasieka na ławce posadził Filipa Burkhardta, Pawła Zawistowskiego i Josepha Mawaye, a dał szansę młodzieżowym reprezentantom Polski Wojciechowi Wilczyńskiemu i Marcinowi Budzińskiemu, a na stoperze mecz zaczął reprezentant U-20 Michał Płotka, którego zastąpił debiutujący w zespole gdyńskim Chorwat Ante Rozić.
Ciekawostką było to, że kapitanami obu drużyn byli bramkarze Maciej Mielcarz i Norbert Witkowski. Obaj są mocnymi punktami swoich zespołów. W  żadnym z meczów nie wpuścili więcej niż jednego gola. Nocą poprzedzającą mecz stojący przed hotelem autokar Widzewa pomalowali farbą kibice Lechii Gdańsk, manifestując swoje związki z  ŁKS.
Stare piłkarskie powiedzenie mówi: "jeśli nie możesz wygrać, zremisuj". Widzewiakom się udało. Ale przecież nie o to chodzi drużynie, której celem jest walka o czołowe miejsce w lidze.
Przegląd Sportowy

Arka Gdynia już nie śrubuje passy wygranych na własnym boisku, gdyż w meczu 5. kolejki piłkarskiej ekstraklasy zremisowała z  Widzewem Łódź 1:1.

W drugiej połowie Widzew ograniczył się do pilnowania punktu. Arka miała przewagę, ale nie potrafiła zdobyć zwycięskiego gola. Tym samym przerwana została jej zwycięska passa, która trwała w Gdyni od 6 maja. Z  każdą minutą mecz robił się coraz brzydszy, a sędzia nawet licznymi kartkami nie potrafił utemperować piłkarz, a czasem jego decyzje tylko potęgowały chaos.

Wynik nie krzywdzi żadnego zespołu. Gola, czwartego w tym sezonie, strzelił dla gości niezawodny reprezentant Litwy Darvydas Sernas. Na razie tylko on zdobywa bramki dla łódzkiej drużyny.

 

Gazeta Wyborcza Trójmiasto

Garnitur nie pomógł

Arce uciekły dwa punkty, ale równie dobrze piłkarze Dariusza Pasieki mogliby nie mieć nawet tego jednego. - Remis to dla mnie za mało - ocenił trener Arki
Żółto-niebiescy nie wygrali z Widzewem z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy z nich poznaliśmy jeszcze przed rozpoczęciem meczu, kiedy okazało się, jaką jedenastkę desygnował do gry trener gospodarzy.
- Ante Rozić jest gotowy do gry nawet na 90 minut - mówił na czwartkowej konferencji Pasieka. Oznajmił to dwa dni po sparingu, który zorganizował głównie dla ogrania defensora, który wrócił do zdrowia po kontuzji. Tymczasem w sobotni wieczór wycofał się z własnego pomysłu i zaufał duetowi Michał Płotka-Maciej Szmatiuk, który - jak się okazało - był kluczowym dla przebiegu całego meczu. Pierwszy z nich popełnił błąd, po którym padła bramka dla rywali. Drugi go naprawił, doprowadzając do remisu. 

Dziennik Bałtycki

W Gdyni wszystko mogło się zdarzyć

Mecz można wygrać, przegrać, zremisować... To niby oczywiste, ale jak cienka to granica mogli się w sobotni wieczór przekonać kibice w Gdyni. Oba zespoły miały swoje szanse na bramki, mogły cieszyć się ze zwycięstwa, a podział punktów przyjęły z mieszanymi uczuciami.

Trener żółto-niebieskich Dariusz Pasieka pozostawił na ławce rezerwowych obu dotychczasowych środkowych pomocników: Filipa Burkhardta i Pawła Zawistowskiego. Te role powierzył Marcinowi Budzińskiemu i Miroslavovi Bożokowi. To nie były jedyne zmiany, bo w ataku nie zagrał Joseph Mawaye, mimo że gdyński szkoleniowiec po raz pierwszy w tym sezonie zagrał dwoma napastnikami. Ten duet tworzyli Tadas Labukas i Mirko Ivanovski.

- Gdyby Marko podał mi w tempo, to strzelałbym do pustej bramki -  żałował Labukas.
To nie była ostatnia w tym spotkaniu szansa Arki na zdobycie zwycięskiego gola. W 61 minucie w dobrej sytuacji znalazł się Glavina, ale Mielcarz znowu okazał się lepszy. Wreszcie - już w doliczonym czasie gry - bohaterem gdyńskich kibiców mógł zostać Wojciech Wilczyński. Ładnie uwolnił się od rywali w polu karnym, ale w decydującym momencie strzelił za mało precyzyjnie.
Jedno zdanie o arbitrze. Pan Raczkowski nie czuł gry, a swoją rolę podkreślał, szastając niepotrzebnie żółtymi kartkami.