Drugi weekend pod rząd dane nam było pokonać całą Polskę, aby dopingować Arkę na meczu wyjazdowym. Tym razem pojechaliśmy autokarem do maleńkiej wioski w powiecie Tarnowskim, czyli Niecieczy. W dniu zakończenia zapisów dowiedzieliśmy się, że zamiast 104 osób, sektor gości pomieści nawet do 200. Przez wieczór dopisało się zatem jeszcze kilkanaście osób i na liście zapisanych było 121 osób. Przed 3 nad ranem wyruszyliśmy z Gdyni w prawie 13-godzinną podróż. Ta na szczęście się nie nużyła, bo w autokarze było bardzo wesoło. Nauczyliśmy się dwóch nowych piosenek, z których miejmy nadzieję chociaż jedna zagości na naszym stadionie na stałe. 
W samej Niecieczy prawdą okazała się plotka o stojących na bramkach „kibicach”. Stanie w ochronie nie jest chlubą kiboli, a wymachiwanie przy tym karnetem Wisły, a następnie gazowanie przyjezdnych mówi wszystko o śmieszności tej ekipy. Może czas zrobić mały porządek w swoich szeregach?


Zakazane pałki i kominiarki oraz brak obowiązkowych identyfikatorów, czyli ochrona pola kukurydzy w Niecieczy
 

Na szczęście kłopotów nie było podczas dopisywania nazwisk do listy wyjazdowej na miejscu. Oprócz jednej osoby wszyscy weszli na stadion. Wywieszamy flagę Arki oraz dwie Cracovii, której tego dnia było około 30 osób. Nas około 90. Prowadzimy sporadyczny doping, czasem dobry, czasem nie. Miło było znowu pośmiać się z pani Rybskiej, znanej z Gdańska. Szkoda, że znowu przegrywamy. Zaskoczeniem dla nas był brak kukurydzy w menu, a jedyne co nam zaoferowano to kiełbaskę z grilla. Zdawało się nam być oczywistym, że podczas gdy stadion otoczony jest z wszystkich stron kukurydzą, powinno nam być dane również jej skosztować.


Powrót do domu spokojny, podobnie jak przyjazd do Niecieczy. Może nawet bardziej spokojny, gdyż jak w drodze wyjazdowej panowała świetna atmosfera i nieustanna impreza, to podczas powrotu po kilku piwkach i ogromnym zmęczeniu pozasypialiśmy. W Gdyni meldujemy się o 7 rano i 28-godzinny wyjazd przechodzi do historii.