Witaj Filip, miło, że zgodziłeś się z nami porozmawiać. Powiedz nam co sprowadza Cię do Gdyni?

Na pewno moja dziewczyna Magda oraz wielu przyjaciół. No i oczywiście miłe wspomnienia związane z miastem. Tutaj jest mój dom, bo właśnie z Gdynią wiąże swoją przyszłość.

Jak wspominasz ostatnie spotkanie? Po meczu dostałeś od kibiców Arki wiele szalików…

Muszę przyznać, że łezka w oku się zakręciła, nie spodziewałem się, że kibice tak mnie potraktują. Było to dla mnie coś wyjątkowego i do dzisiaj jak sobie o tym pomyślę to przechodzą mnie ciarki po plecach. Fantastyczny gest z Waszej strony. Udowodniliście, że jesteście najlepszymi kibicami w Polsce, przynajmniej ja się tak wyjątkowo poczułem w danym momencie dostając szaliki i czapki. Dostałem nawet nową koszulkę Arki z numerem 25 i moim nazwiskiem, więc to na pewno też było dla mnie bardzo miłe. Z pewnością w moim domu będą miały szczególne miejsce. Miło było też słyszeć skandowanie mojego nazwiska przez kibiców. Warto grać w piłkę dla takich momentów.

Podkreślasz, że z Gdynią i Arką jesteś emocjonalnie związany i że te dwa lata były najlepsze w Twoim życiu…

… pod względem piłkarskim na pewno nie. Wiadomo, był spadek, kontuzje. Nie zaprezentowałem swoich umiejętności na tyle, na ile mnie stać. Myślę jednak, że miałem swój duży wkład w decydującym momencie  - gdy walczyliśmy o utrzymanie. Właśnie wtedy, przynajmniej tak mi się wydaje, zaskarbiłem sobie u kibiców taki szacunek i poparcie. Później bywało różnie, polityka klubu się zmieniła. Zaczęto sprowadzać obcokrajowców, a Polaków odsunięto do lamusa. Wszyscy wiemy jak to się skończyło, ale już nie ma co gdybać, czasu nie cofniemy. Arka jest w pierwszej lidze i trzeba się z tego wygrzebać.

Wielu piłkarzy przychodzi do klubu mówiąc jak bardzo podoba im się miasto itp. Mówią, że są przywiązani, a po cichu szukają innego pracodawcy. Ty również odważnie twierdzisz, ze jesteś Arkowcem i widać że nie rzucasz słów na wiatr. Od czego się to wszystko zaczęło?

Myślę, że ludzie którzy kochają Arkę są z nią związani od samego początku. Od samego dzieciństwa wkręceni w klimat... Jeździli na mecze i poświęcali się. Zabrali mnie ze sobą i dzięki nim udało mi się zaliczyć kilka wyjazdów. No i gdzieś zostało mi to zaszczepione. Pokochałem to miejsce i pokochałem ten klub. Nie wstydzę się tego. Na każdym kroku to podkreślam, obojętnie czy jestem w Sączu, czy gdzieś indziej. Jestem kibicem Arki i zawsze nim będę. Nikt mi tego nie zabierze. Nie wiem co przyniesie przyszłość i gdzie przyjdzie mi grać, lecz nigdy nie stwierdzę, że już mnie z tym klubem nic nie łączy. Tak samo przychodząc do Sandecji stwierdziłem na początku „Jestem kibicem Arki i będę nim zawsze”.

I nie przeszkadzało to nikomu?

Myślę, ze nie. Między kibicami nie ma wrogiego nastawienia, myślę wręcz, że panują jakieś tam dobre stosunki. Zobaczymy co będzie jak przejdę do innego klubu (śmiech), ale każdy chyba to zrozumie, to moja praca. Tam gdzie będę grał, tam muszą to uszanować, bo zawodników którzy nie wstydzą się swoich barw jest naprawdę mało. Jeśli tego nie zaakceptują to trudno, będę musiał sobie jakoś z tym poradzić. Tak jak powiedziałem wcześniej – na pewno nie stwierdzę, że już kibicem Arki nie jestem, a zacząłem być kibicem nie wiem…. Podbeskidzia, GKS-u Bełchatów, czy kogoś innego. Podkreślam – nie wstydzę się tego, a wręcz przeciwnie – rozpiera mnie duma.

Przejdźmy do Twojej piłkarskiej kariery. Od czego się to wszystko zaczęło?

Przede wszystkim zaczepił to w nas - we mnie i w moim bratu - nasz tata, który był piłkarzem, grał w Olimpii Poznań, wtedy jeszcze w ówczesnej I lidze. Jak mama pracowała to razem z bratem zabierał nas na treningi i mogliśmy gdzieś tam za bramką pokopać sobie piłkę. Później, z biegiem lat, zaczęliśmy poważnie myśleć o trenowaniu. W wieku 7 lat znalazłem się w Warcie trenując ze starszymi, bo nie było jeszcze mojego rocznika. I tak z roku na rok gdzieś tam się przewijałem. Najpierw była Warta, potem był taki klub jak Maczki Poznań, tam wiele sukcesów osiągnęliśmy mieliśmy taki jeden mocny rocznik. W wieku 15 lat trafiłem do Wronek, do szkółki piłkarskiej „Amica”. Dwa lata później zadebiutowałem w ekstraklasie, jeszcze za czasów trenera Majewskiego. No i tak się potoczyła moja kariera. W Amice byłem 2, 3 lata, już nie pamiętam…

Potem przyszedł jednak trochę gorszy okres.

Najgorszy okres miałem po fuzji Amiki z Lechem. Wtedy do klubu przyszedł trener Smuda. Zrobiono czystki. Wielu piłkarzom podziękowano, lecz ja miałem w Lechu zostać. No, ale muszę przyznać, że w tym czasie byłem młodym chłopakiem, nie miałem wokół siebie dobrych doradców. Słuchałem się swojego menedżera i myślę, ze to był mój największy błąd. Chciał mnie zabrać z Lecha i wiadomo – zarobić na tym jakieś pieniądze. Byłem młody, naiwny. Marcin – mój starszy brat był wtedy w Legii i pamiętam, że dzwonił do mnie trener Wdowczyk i zaproponował mi  „przenosiny”. Legia zdobyła mistrza a na dodatek menadżer  dużo mi naopowiadał, naobiecywał nie wiadomo jakie sumy. Miałem wtedy 18 lat więc trochę zadziałało na wyobraźnię. Trener Smuda nie robił z tego kłopotów, jeśli kluby by się dogadały.

Ostatecznie jednak do Legii nie trafiłeś.

Pamiętam, że później rozbiło się już o pieniądze i zostałem w Lechu. Prezes Rutkowski nie chciał mnie sprzedawać, jednak trener stwierdził, że skoro chciałem iść do Legii to mam tam iść i nie będzie dla mnie miejsca w Lechu. Zostałem odstawiony do rezerw Lecha. Ambicję miałem oczywiście większe i wypożyczano mnie raz do Widzewa, raz do Jagiellonii. Oczywiste było, że trudno będzie mi się przebić, a nawet gdyby kluby się zdecydowały to nie będzie ich stać na wykupienie. Byłem młodym chłopakiem, nasłuchałem się różnych „podpowiadaczy” i wyszedłem na tym źle. No ale takie życie, człowiek uczy się na błędach. Po 3 latach rozwiązałem kontrakt z Lechem oraz z moim menedżerem. Postanowiłem iść swoimi ścieżkami. Przeniosłem się do Warty Poznań, gdzie zagrałem cały sezon. No a po tym sezonie zgłosiła się po mnie Arka. Z Warta miałem roczny kontrakt więc mogłem spokojnie odejść, nikt nie musiał za mnie płacić, więc było to na rękę także Arce.

Zaliczyłeś epizod w szkockim Celticu.

Gdzieś tam pisano że były to testy, ale tak naprawdę nie miało to z testami wiele wspólnego. Załatwił mi to ówczesny menedżer Artura Boruca. Chodziło też o to żeby wypromować moje nazwisko. Tak naprawdę pojechałem tam tylko na tydzień czasu, zobaczyć jak to wygląda na Wyspach, te obiekty, treningi… Miałem przyjemność trenować z pierwszym składem Celticu, z takimi piłkarzami jak Nakamura.

Większość czasu spędziłeś jednak w Wielkopolsce, ale byłeś także w Łodzi, teraz jesteś w Nowym Sączu. Który okres wspominasz najmilej?

Pod względem piłkarskim na pewno Amica, lecz w innych aspektach bez wątpienia Gdynia.

Wiele osób po Twoim odejściu z Gdyni zastanawiało się jaka jest prawdziwa przyczyna tej decyzji. Co powiedzieli Ci na spotkaniu w klubie? Czy w ogóle odbyło się takie spotkanie?

Przyczyna jest jedna i wszyscy wiedzą kogo to była decyzja, na pewno nie była to decyzja trenera. Ktoś z klubu powiedział mu, że nie powinien mnie zostawiać. W kwestii finansowej też się dogadaliśmy, zaproponowano mi mniejsze wynagrodzenie, ale mi to nie przeszkadzało. Chciałem być lojalny i czekałem do samego końca, lecz w klubie nie potrafili się zdecydować. Widuję się czasami z trenerem i nie mam do niego pretensji, doskonale wiem, że to nie była jego decyzja.

Dostajesz nowy kontrakt z Gdyni. Przyjmujesz go?

Myślę ze każdy doskonale zna odpowiedź. Nie zawahałbym się nawet chwili. Chciałbym grać w Arce, niezależnie czy byłaby to I, II czy III liga i ciągle to podkreślam. Mam ogromną nadzieję, że przyjdzie mi założyć jeszcze żółto–niebieską koszulkę.

Jak wiadomo obecnie grasz w Sandecji, ale nie wiążesz chyba z tym klubem swojej dalszej przyszłości. Gdzie chciałbyś się przenieść?

Na pewno przechodząc do Sandecji mieliśmy za cel awansować do ekstraklasy. Na dzień dzisiejszy jesteśmy chyba jednak na to za słabi. W najbliższym czasie zajdą w klubie duże zmiany, więc nie wiadomo czy tam zostanę. Z pewnością nie chciałbym spędzić całej kariery w Nowym Sączu, jestem jeszcze młody i dużo przede mną.

Przed przeprowadzką na południe chodziły plotki że masz grać dla Bałtyku. To prawda?

Nie, to nie była prawda. Siedziałem w Gdyni i czekałem na propozycję od innych klubów. Z Bałtyku nie otrzymałem żadnej oferty. Trenowałem indywidualnie i nadarzyła się okazja, gdy trenerem Bałtyku został mój dobry znajomy. Poprosiłem go o treningi z drużyną. Nie widział problemu i wyraził na to zgodę. Na tym moja przygoda z Bałtykiem się skończyła, na trenowaniu i przede wszystkim podtrzymaniu formy. Moja gra w Bałtyku nie wchodziła w rachubę. Miałem propozycje kontraktowe już w czerwcu aby wyjechać na Cypr, ale zostałem w Arce i potem się na tym przejechałem. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć że to był błąd. Chciałem być lojalny. Ludzie uczą się na błędach.

Jak wygląda sezon ogórkowy dla piłkarza? Dostajecie wolne i możecie robić co chcecie byleby stawić się na pierwszym treningu?

To nie jest tak, ze dostajemy wolne i możemy położyć się w łóżku. Każdy dostaje rozpiskę ćwiczeń. 3-4 razy w tygodniu trzeba wyjść i pobiegać. Do tego siłownia, basen, możemy na hali sobie pograć. Przede wszystkim trzeba dbać o wagę. Każdy po powrocie musi ważyć tyle ile ważył przed wyjazdem i nie można tu sobie pozwolić na leniuchowanie. Szkoda później męczyć się z każdym kilogramem. Z drugiej strony na pewno łatwiej jest wejść w okres przygotowawczy będąc w ciągłym ruchu.

Twój brat, Marcin, obecnie gra w Białymstoku. Jak wyglądają Wasze relacje?

Mamy dobry kontakt, dzwonimy do siebie praktycznie po każdym meczu. Wymieniamy się spostrzeżeniami. Teraz nadchodzą święta i pewnie spędzimy je wspólnie u babci w Elblągu. Marcin miał ciężki okres, trapiły go kontuzje i nie grał, więc potrzebował wsparcia.

Jesteśmy świeżo po losowaniu grup na Mistrzostwa Europy w 2012 roku. Widzisz jakąkolwiek szansę na awans?

Po losowaniu pojawiło się dużo optymistów, ale ja nie jestem jednym z nich. Wyjdziemy z  grupy, ale przy bardzo dużym szczęściu. Na pewno nie pokonamy Greków czy Czechów z łatwością. Ciężka grupa i ciężko będzie z niej wyjść. Na turnieju gra 16 drużyn, my dostaliśmy się jako organizatorzy i wydaję mi się, że gdyby przyszło nam grać w eliminacjach to nie mielibyśmy najmniejszych szans.

Na koniec, co chciałbyś powiedzieć kibicom w Gdyni?

Przede wszystkim chciałbym podziękować za to jak mnie potraktowali podczas ostatniego meczu. Naprawdę, sprawili że po raz pierwszy się popłakałem schodząc do szatni. Ten moment zapamiętam do końca życia, dlatego bardzo im za to dziękuje i mam nadzieję, że jeszcze tu zagram.

A czego możemy życzyć Ci na nowy rok?

Myślę że na pewno zdrowia, dobrej formy i dobrego klubu. W życiu prywatnym wszystko się układa, więc najważniejsze z pewnością zdrowie.

I tego też, dziękując za wywiad, życzymy Tobie z całego, żółto - niebieskiego serca!

Rozmawiał: Roman Klasa

Filip nie zapomniał także o naszej corocznej akcji i przekazał koszulkę z ostatniego meczu z Gdyni. Niedługo będzie można ją wylicytować na naszym forum.