Arka II Gdynia - Bałtyk Gdynia 2:3 (Surdykowski 41' 44' - Danilczyk 37', Drzymała 54', Kędra 73' sam.)

Arka II: Kamola - Stolc, Haberka, P. Robakowski, Strzelecki - Gałecki (78' Bębenek), Kwaśnik (52' Kędra) - K. Patelczyk (68' Sulewski), Słowiński, Wojowski (83' Róg) - Surdykowski

Żółte kartki: Strzelecki, K. Patelczyk, Surdykowski, Bębenek, Patok (rez.) - Prusaczyk, Drzymała, Danilczyk, Bodzak

Czerwona kartka: Kamola (50 minuta, za faul poza polem karnym)

Widzów: 600

Są takie mecze, kiedy schodzisz z boiska przegrany, ale czujesz się prawdziwym zwycięzcą. Czujesz, że dałeś z siebie wszystko, byłeś lepszy, ale splot pewnych czynników nie pozwolił Ci po meczu podnieść rąk w górę. Dziś to uczucie powinno towarzyszyć piłkarzom, których nazwiska powyżej widzicie. Może nie byli o klasę lepsi od rywala, może nie stłamsili go od pierwszej do ostatniej minuty. Ale na pewno reprezentowali barwy Arki najgodniej jak tylko można, wykazali maksimum zaangażowania dla tego herbu i tych barw.

Robert Wilczyński przed meczem nie mógł mieć wesołej miny i być nadmiernym optymistą. Wyjazd pierwszego zespołu do Łodzi odebrał mu szansę wystawienia na ten mecz bardziej doświadczonego bramkarza oraz dwóch piłkarzy z pola, którzy by się bardzo przydali, czyli Pawła Czoski i Pawła Brzuzego. Wobec absencji wykartkowanego Roberta Ziętarskiego, były to tym bardziej poważne osłabienia i jak się miało okazać kluczowe. Początek meczu należał do gości, którzy dostrzegli ogromną lukę w środku pola Arki. Kompletnie zagubiony był zaledwie 16-letni Michał Gałecki. Każde jego starcie z silniejszymi rywalami kończyło się stratą piłki lub dotkliwym dla młokosa zderzeniem. Można gdybać, czy słusznie postąpił "Wilczek", wystawiając go na tak ważny mecz, ale jak to się mówi - mądry Polak po szkodzie. Arka odgryzała się głównie akcjami skrzydłowych i to właśnie po dograniu Pawła Wojowskiego mogła paść bramka w 18 minucie. Bałtyk odpowiedział w 37 minucie. Właśnie Gałecki stracił piłkę w kole środkowym, a szybka akcja gości zakończyła się serią kiksów Arkowców i precyzyjnym uderzeniem Danilczyka w długi róg. W tym momencie klasę pokazała zebrana publiczność, która zaczęła głośno wspierać naszą młodzież, a ta nie pozostała dłużna. W 41 minucie doskonałe prostopadłe podanie otrzymał Janusz Surdykowski, przełożył piłkę na lewą nogę i technicznym strzałem w długi róg nie dał szans Grubbie. Arkowcy napędzani przez żyjącego meczem trenera Wilczyńskiego poszli za ciosem i już po dwóch minutach wywalczyli rzut rożny. Nie przyniósł on efektu bramkowego, ale goście nie potrafili wybić piłki zbyt daleko, zagrywając ją do tego ręką na trzydziestym metrze od bramki. Precyzyjne dośrodkowanie Łukasza Kwaśnika spowodowało ogromne zamieszanie, w którym ponownie najprzytomniej zachował się Surdykowski, pakując piłkę do siatki z jednego metra. Piękne zakończenie pierwszej połowy!

Po zmianie stron nic nie zwiastowało nadchodzącej katastrofy. Arka była przy piłce, ale jedna strata zakończyła się długim podaniem od obrony do wychodzącego napastnika, który o ułamek sekundy uprzedził na 20. metrze wychodzącego z bramki Patryka Kamolę. Niestety nasz bramkarz się zawahał z wyjściem i nie zdążył, ale przy rywalu biegło dwóch obrońców i żółta kartka powinna wystarczyć za to przewinienie. Sędzia podjął inną decyzję i odesłał Kamolę do szatni. Michał Drzymała wykorzystał złe ustawienie rezerwowego bramkarza Dawida Kędry i precyzyjnym strzałem w długi róg wyrównał na 2:2. Nierozgrzany Kędra tę sytuację długo rozpamiętywał bo zaczął popełniać błąd za błędem. O ile dwa kolejne były bez konsekwencji, to trzeci zakończył się bramką na 2:3. A był to błąd iście kuriozalny. Przy dośrodkowaniu z rzutu rożnego Adamusa, nasz bramkarz (fakt, że przyblokowany) próbował przenieść piłkę nad poprzeczkę, ale... wrzucił ją sobie do bramki. Ta sytuacja na krótki okres podłamała skrzydła grającym przez cały mecz bardzo ambitnie Arkowcom, ale w końcówce meczu nasz zespół zachęcany przez głośno dopingujących kibiców ponownie zerwał się do ataku. Najbliżej szczęścia było w 96 minucie. Po rzucie rożnym do strzału z 10. metrów doszedł Surdykowski, ale jego potężne uderzenie zatrzymał rozpaczliwie interweniujący Grubba.

Mimo przegranej, musimy pochwalić Roberta Wilczyńskiego za odpowiednie nastawienie piłkarzy, a ich samych za ogromną ambicję, wolę walki i sporo udanych akcji. Walczyć, trenować, a wiosną nie pozostawicie już im złudzeń, kto jest lepszy.

mazzano