Sobota, coś koło godziny 20, okolice sali konferencyjnej na Stadionie Miejskim. Do dziennikarzy wychodzi dwóch najlepszych zawodników Arki. Opowiadają o meczu, rozkładają go na czynniki pierwsze, analizują. W końcu, widząc, że można tak mówić i mówić, obaj szczerze przyznają: "brak nam pomysłu na grę". Przypadek? Nie sądzę. Może nie był to szczyt dyplomacji, raczej coś jak ostatni głos wołania o pomoc. Coś jak Budka Suflera śpiewająca w swoim hicie "Ratujmy co się da". Nie wiemy czy przemyślanie, czy spontanicznie, ale Mateusz Szwoch i Krzysztof Sobieraj takie słowa wypowiedzieli. Obaj jako jedni z niewielu podejmują na boisku próbę ratowania awansu dla Arki, obaj podjęli też decyzję o wyrażeniu swoich odczuć i obaw przed kamerami i dyktafonami. Zwykło się mawiać, że najgorszą decyzją jest brak decyzji. Niestety, wiele wskazuje na to, że w przeciwieństwie do piłkarzy, grzechu zaniechania mogą tym razem dopuścić się działacze.

27 kwietnia 2013 roku, po porażce, nomen omen, z Dolcanem Ząbki, decyzję o zwolnieniu Jurija Szatałowa i zatrudnieniu Ryszarda Tarasiewicza podjęto w Bydgoszczy. Wszystko działo się przed 26. kolejką, czyli o kilka meczów wcześniej, ale Zawisza był wówczas w gorszej sytuacji niż Arka. Minął rok, klub z Bydgoszczy wygrał Puchar Polski. 17 kwietnia 2008 roku. Z rąk Wojciecha Stawowego zespół przejął Robert Jończyk. Efekt - 4:0, 4:0 i 4:1 na start. Wszystko rozpoczęło się od decyzji. Od odwagi działaczy, od świadomości, że nie ma już nic do stracenia. Arka ma do stracenia wiele. Być może działacze w tym momencie odświeżają sytuację z jesieni, gdy cierpliwość popłaciła, ale... nic dwa razy się nie zdarza. Drużyna jest zmęczona trenerem, a trener chyba zmęczony ciągłą presją i kursami na linii Gdynia - Biała Podlaska. Właśnie, kurs. Rozumiemy chęć kształcenia, rozwój zawodowy, ale wszystko ma swoje miejsce i czas. Uwierzcie lub nie, ale w tym krytycznym momencie trener Paweł Sikora wyjechał na kolejny etap kursu PZPN, w ramach którego obejrzy między innymi sparing Niemcy - Polska w Hamburgu. Pozostawił zespół swoim asystentom na kilka dni. Do czwartku. Zaufanie do współpracowników - fajna sprawa, sygnał dla zespołu - niekoniecznie pozytywny. Niektórzy piłkarze żartują już między sobą, że taktykę na niedzielny mecz w Stróżach poznają w autokarze. Gdzieś między Bydgoszczą a Krakowem. Podepnie się rzutnik z ekranem i jakoś to będzie. Kibicom do śmiechu nie jest. Gasną nasze nadzieje, gasną marzenia o silnej Arce. Każdy zdaje sobie sprawę, że bez awansu tak mocnego składu nie będziemy mieć przez najbliższe X lat. Składu, który przy 3-4 wzmocnieniach dawałby gwarancję walki nawet o górną połówkę ekstraklasy.

Jesteśmy dalecy od tego, żeby przy każdej okazji zrzucać winę na trenera, ale w tym przypadku nie widać żadnego światełka w tunelu. Arka z tygodnia na tydzień wygląda coraz gorzej. Nawet jeśli potrafi sobie stworzyć sytuacje, to wszystko zaczyna się i kończy na kreatywności przerastającego tę ligę o klasę Szwocha. Wypracowane schematy? Nie ma. Przechodzenie z obrony do ataku? Wóz z węglem. Strzały z dystansu? Nie żartujmy. Trenerzy drużyn I ligi zwykli mawiać, że Arka gra najlepszą piłkę obok Bełchatowa, ale nam się wydaje, że ta ładna piłka to ładnie rozwijający się "Bania", na którego ładne zagrania się ładnie patrzy. Piłkarzom na ostatnie 15-20 minut brakuje prądu. Ślusarski po przepracowaniu zimy w Lechu przyszedł do Arki i błyszczał. Teraz, po dwóch miesiącach treningów w Arce, jest cieniem samego siebie. Pisaliśmy o tym kilka razy, ale wczoraj już chyba każdy widział jak Dolcan zakasował Arkę. Jeśli Pruchnik i Rzuchowski przegrywają większość pojedynków fizycznych, to wiedz, że coś się dzieje. A dzieje się bardzo źle. Zarzutów do trenera Sikory, który całą operację "awans do ekstraklasy" sygnuje własnym nazwiskiem, jest cała lista. Wybraliśmy 5 najważniejszych. Arka znalazła się na mieliźnie i tylko ktoś wewnętrznie silny, z odpowiednią charyzmą, może ją wyciągnąć na głębokie wody.

Pięć powodów słabej gry Arki:

1. Przygotowanie fizyczne. Nie wiemy nawet czy kondycja i forma fizyczna zawodników są stale monitorowane. Ale nawet największy laik może zauważyć, że poszczególni piłkarze Arki są wolniejsi, mniej skoczni od rywali. Nie słynący z nadmiernej prędkości Piesio mijał wczoraj po trzech zawodników. Zjawiński przy "Jarzy" wyglądał niemal jak biały Bolt spod Warszawy, a liczba kontaktów z podłożem piłkarzy Arki była kolosalna. Co najgorsze, sami piłkarze przyznają, że na końcówki odcina im prąd. Arka od 14 marca, czyli meczu z Wisłą Płock, nie zdobyła bramki w ostatnim kwadransie. Liczby mówią wszystko.

2. Złe wybory personalne. Po meczu w Rybniku trener nie wyciągnął wniosku, ponownie ustawiając Mateusza Cichockiego na prawej obronie, a Piotra Tomasika przed nim. Jak ma funkcjonować skrzydło, jeśli obaj zawodnicy czują się jakby weszli w nieswoje buty? Na dłuższą metę da o sobie znać brak doświadczenia, ogrania w tych strefach i zła automatyka zachowań, czego niestety przykładem jest Cichocki. Trener zapłacił też za przywiązanie do Tomasza Jarzębowskiego, ale o tym poniżej.

3. Brak odwagi trenera. Kapitan Arki po powrocie do gry jest cieniem samego siebie. Mało biega, traci piłki, nie nadąża z powrotem. Trener wymyślił więc, że ograniczy ryzyko i cofnie go do obrony. Decyzja by na tak ważny mecz zestawić parę stoperów z zawodników, którzy od pół roku ze sobą nie grali, jest sama w sobie już absurdalna, ale jak wczoraj się okazało, ryzyko nie zostało zminimalizowane. Dlaczego miejsce w składzie stracił grający bardzo solidnie Kamil Juraszek?

Punkt ten zawiera też oszczędne, schematyczne zmiany. Trener bierze do meczowej osiemnastki Szuberta, po czym stwierdza, że jednak słabo zagrał w rezerwach i nie ma sensu go wpuszczać. Ktoś tu widzi logikę?

4. Stałe fragmenty gry. Spytał o nie wczoraj dziennikarz Orange Sport, odpowiedź była wymijająca. Trener miał do powiedzenia tyle, że właściwie to wszystko zależy od wykonawcy. Albo Szwoch kopnie w punkt, albo nie kopnie w punkt. Dlaczego zrezygnowaliśmy z Sobieraja, grającego wyblok na krótkim słupku? Dlaczego nie zbieramy drugich piłek i nie uderzamy zza pola karnego?

5. Gra w przewadze. "Grając nawet w przewadze zawodnika nie mieliśmy pomysłu na rozmontowanie obrony rywala. Tutaj upatrywałbym przyczyn porażki" - trafione w punkt. Ciekawi nas, czy Arkowcy w ogóle trenują ten element? Czemu trener nie zdjął Pruchnika lub Rzuchowskiego i nie wprowadził drugiego napastnika? Arka przegrywała 0:1, ale drużyna nie dostała impulsu z ławki, by ruszyć mocno na rywala. Podobna sytuacja była też w meczu z Górnikiem, gdy Arka po czerwonej kartce dla Mraza stanęła, nie mając koncepcji czy stawiać autobus czy grać swoje na połowie rywala.

Trener Robert Podoliński wczoraj dyrygował Dolcanem, podpowiadał, motywował, instruował, robił mądre korekty. Nasi zawodnicy w nieszczęściu byli pozostawieni sami sobie. Patrząc na ławkę widzieli trenera, który nerwowo wymienia uwagi z menedżerem i asystentami. W tym nierównym pojedynku, musiało się to tak skończyć. W trakcie sezonu spotykaliśmy się nie raz z działaczami czy piłkarzami Arki. Tu nie ma dyskusji. Większości na pewno zależy na awansie, chyba że są tak dobrymi aktorami. W zimę działacze wykonali świetną pracę, wzmocnili zespół powyżej oczekiwań. Za tydzień jedziemy na najgorsze boisko tej ligi, do Stróży. Można liczyć, że "jakoś to będzie", że wszystko nagle zaskoczy (czego oczywiście wykluczyć się nie da) i nastąpi cudowne przełamanie. Ale można też spojrzeć prawdzie w oczy i ocenić, że 2 zwycięstwa w 8 meczach wskazują zupełnie inną drogę. Drogę donikąd.

mazzano