Zamiast normalnej jednostki treningowej, Czesław Michniewicz zaordynował piłkarzom Arki sparing z Bałtykiem. Szansę pokazania się dostała prawie cała meczowa kadra, lecz III-ligowy Bałtyk obnażył wiele braków naszych graczy, zwłaszcza dublerów.
Arka - Bałtyk 0:1 (Pietrzyk)
Arka: I połowa: Basić - Sokołowski, Ulanowski, Łabędzki, Bułka - Budziński, Przytuła, Lubenow, Wachowicz - Moskalewicz, Niciński II połowa: Bledzewski (Witkowski) - Kowalski, Żuraw, Łabędzki, Telichowski - Nawrocik, Ława, Scherfchen, Pietroń - Zakrzewski, Trytko
Bałtyk: Chamera - Litwinko, Wróbel, Martyniuk, Zybert - Andrychowski (Radzimski), Pietrzyk (Przybyszewski), Pięta, Adamus (Styn) - Kudyba, Nadolny (Szudrowicz).
Skład wyjściowy żółto-niebieskich był co najmniej eksperymentalny i wyprzedzając fakty, wydaje się, że żaden z tych piłkarzy nie ma szans na grę w niedzielę od pierwszych minut. Mimo całkiem silnej drugiej linii arkowcy przez większą część pierwszej połowy totalnie przegrywali walkę o kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami z grającym aż 3 klasy niżej rywalem. Strasznie raziła nieporadność Krzysztofa Przytuły, Marcin Budziński próbował wziąć na siebie ciężar gry, ale kompletnie nie miał wsparcia w Tomaszu Sokołowskim, któremu jest daleko do optymalnej formy, choćby z końcówki rundy jesiennej. Bułgar Lubenow był raczej niewidoczny, aczkolwiek on chociaż próbował dwoma próbami z dystansu zaskoczyć świetnie znanego kibicom Arki Michała Chamerę. Były golkiper żółto-niebieskich to jedna z barwniejszych postaci tego bardzo słabego meczu. Pewny chwyt piłki, udane interwencje na przedpolu, kwestią czasu jest z pewnością jego powrót do piłki na wyższym ligowym poziomie. Atak Arki w zasadzie nie istniał, Olo Moskalewicz był zupełnie niewidoczny, "Nitek" szukał gry, lecz poza jednym niezłym strzałem efektów jego pracy również nie było. Także defensywa popełniała błędy i nie tyczy się to tylko ustawionego na lewej obronie Bułki, ale również doświadczonych Ulanowskiego oraz Łabędzkiego. Za komentarz wystarczy, że gdyby arkowcy przegrywali do przerwy 0:3 nie mogliby mieć do losu większych pretensji.
Na drugą połowę wyszła teoretycznie najsilniejsza jedenastka, na którą stać obecnie Arkę, lecz jeśli ktoś liczył, że obraz gry diametralnie się zmieni to spotkało go srogie rozczarowanie. Tutaj można się jednak doszukiwać plusów w osobie aktywnego Bartka Ławy oraz pewnie grającej linii obrony wspartej niezłym w odbiorze Scherfchenem. Cała reszta, czyli konstrukcja akcji ofensywnych oraz stałe fragmenty gry nadal pozostawiały wiele do życzenia. I nawet jeśli była to tylko jednostka treningowa, a piłkarze mieli za zadanie przećwiczyć konkretne schematy to nie było widać specjalnie efektów. 90% dośrodkowań (w czym celował aktywny ale kompletnie bezproduktywny Marcin Pietroń) była zbyt słaba lub zwyczajnie niedokładna i padała łupem obrońców rywala, a akcji kombinacyjnych było jak na lekarstwo. Znów dominowały dwa schematy: długa piłka na Trytkę, który tym razem jednak nie był tak efektywny jak w Zabrzu oraz akcje oskrzydlające, z których także było niewiele pożytku. Zauważalna jest fatalna forma Zbigniewa Zakrzewskiego oraz brak wymaganego w ustawieniu 4-4-2 wsparcia bocznych obrońców (zaledwie dwa wejścia Telichowskiego skończone wrzutkami, z drugiej strony bilans podobny).
Całość można podsumować statystykami: arkowcy nie oddali bodaj ani jednego strzału z pola karnego rywala, a liczbę celnych strzałów i dośrodkowań można policzyć na palcach dwóch rąk. Szwankowała współpraca między formacjami i pozostaje jedynie wierzyć, że w niedzielę będziemy oglądać zupełnie inaczej grających żółto-niebieskich. Z polotem i werwą, a nie jednostajnie w spowolniownym tempie.
Źródło: własne: