Arka Gdynia - Widzew Łódź 1:2 (Nalepa 30' - Mroziński 41', Duda 90')

Arka: Łukasz Skowron - Glauber Souza Couto, Michał Marcjanik M, Krzysztof Sobieraj, Marcin Warcholak - Antoni Łukasiewicz, Michał Nalepa M (68' Marcus da Silva) - Aleksander Jagiełło M (46' Robert Sulewski M), Bartosz Ława, Paweł Wojowski M (75' Jacek Kusiak) - Paweł Abbott

Widzew: Dino Hamzić - Cristian del Toro, Konrad Nowak M, Wołodymyr Pidwirnyj, Marcin Kozłowski M - Mariusz Rybicki (76' David Kwiek), Rafał Augustyniak, Piotr Mroziński (81' Patryk Stępiński), Konrad Wrzesiński (89' Jakub Czapliński M) - Bartłomiej Kasprzak - Adam Duda

Żółte kartki: Abbott - Augustyniak, del Toro, Czapliński, Kasprzak

Widzów: 4263

Tego nikt nie brał pod uwagę. Nikt, z małymi wyjątkami, nie wierzył w to, że Widzew Łódź może wywieźć z Gdyni 3 punkty. Ten Widzew, który nie wygrał poza Łodzią od 33 meczów. Ten sam, którego trener jest obiektem drwin i szyderstw własnych kibiców. Ten, którego zawodnicy to praktycznie w komplecie 20-latkowie, bez większego ogrania na szczeblu centralnym. Ale to się stało. Arka sięgnęła dziś dna. A może już puka w nie od spodu? Co z tą drużyną jest nie tak, że nie potrafi wygrać u siebie z tak słabym rywalem?

Katastrofę zwiastowała już jedna z pierwszych akcji meczu. W 4 minucie Marcjanik idealnym prostopadłym podaniem uruchomił Dudę i tylko przytomność umysłu Skowrona, który ruszył z bramki i skrócił kąt uchroniła Arkę przed szybkim 0:1. Kolejne minuty to nieciekawy obraz gry. Ani Arka, ani Widzew nie umiały przedostać się pod pole karne i oglądaliśmy raczej bezładną kopaninę. Dopiero w 30 minucie wychowanek Arki, rozgrywający dobre zawody Michał Nalepa obudził nadzieje, kapitalnie uderzając zza pola karnego. Hamzić był bez szans, a strzał wpadł pięknie przy słupku. Niestety, "Mały" szybko zaliczył drogę z nieba do piekła. Kilka minut przed końcem pierwszej połowy nieodpowiedzialnym zagraniem przez środek oddał piłkę rywalowi. Rybicki rozprowadził akcję do Mrozińskiego, który uderzył równie precyzyjnie co Nalepa przy golu na 1:0 i wyrównał stan meczu. Prawdę powiedziawszy, powinno być wówczas już 1:2. W 36 minucie do świetnej okazji doszedł del Toro, ale Skowron powstrzymał go kapitalną interwencją na linii. Dobitka poszybowała ku zdumieniu kibiców wysoko nad poprzeczką.

Drugą połowę Arka rozpoczęła całkiem nieźle. Wydawało się, że druga bramka jest kwestią czasu, ale Widzew przetrzymał ten napór żółto-niebieskich i z minuty na minutę coraz groźniej kontrował. Sam Kwiek, wprowadzony na plac w 76 minucie miał dwie znakomite okazje, ale zabrakło umiejętności by je sfinalizować. Trener Dźwigała próbował ratować wynik, wprowadzając rekonwalescentów - Marcusa i Kusiaka. Obu jednak do optymalnej formy bardzo daleko i nie dali spodziewanego impulsu. Gdy kibice oswoili się już z podziałem punktów, Arka dostała ostatnią szansę - rzut wolny w 93 minucie. W pole karne weszła cała drużyna, ale piłka padła łupem Hamzicia i... po 15 sekundach na tablicy wyników było już 1:2. Szybka kontra, sytuacja sam na sam Dudy, Skowron bez szans. Widzew po 33 meczach wygrywa na wyjeździe. Wygrywa, wysiadając na boisko prosto z autokaru.

Arka grała dziś bez pomysłu, bez koncepcji na naruszenie obrony rywala. Jeśli po meczu w Olsztynie można było bronić zespołu, bo zagrał niezłe zawody i miał sporo pecha, tak po tym meczu ciężko o chociaż jedno przychylne słowo. Było źle, było fatalnie, potrzebny jest szybki wstrząs, bo jutro najprawdopodobniej po raz pierwszy od wielu miesięcy Arka wyląduje w strefie spadkowej.