Po dwóch bardzo dobrych wyjazdach do Ząbek i Olsztyna (spore nadkomplety w sektorach gości) przyszła pora na 3 wyjazdowe spotkanie w ciągu ledwie jednego miesiąca. Tym razem do pokonania za Arką mieliśmy ponad 500 km do Legnicy, w której przez ostatni rok byliśmy już kilkakrotnie (liga i PP).

Na ten daleki wyjazd wyruszyliśmy z Gdyni przed południem. Podróż minęła szybko i spokojnie, i już  o 18.00 dojechaliśmy do zaprzyjaźnionego Lubina, skąd wspólnie z Zagłębiem i kilkunastoma osobami z Lecha (głównie Lubuski FC) udaliśmy się na mecz. Wejście na sektor gości bardzo sprawne i w ciągu pół godziny weszły wszystkie 164 osoby, które tego dnia wspierały Arkę.


Na płocie wieszamy jedną flagę "Arka Gdynia".  Z naszej strony doping z przestojami, zwłaszcza w I połowie, w której ograniczamy się głównie do kilku okrzyków, krótkich przyśpiewek i pozdrowień dla obecnych na meczu zgód. W drugiej części meczu przez dłuższą chwilę ciągniemy "hej Arka gol", co wyszło całkiem nieźle. Jak zwykle nie obyło się bez kilkukrotnej wymiany "uprzejmości" z miejscowymi kibicami o ciemniejszej karnacji skóry, którzy prowadzili tego dnia słaby doping. Także liczba osób na meczu (mniej niż 2 tysiące o dobrej porze) i w ich młynie nie powala. Do tego z niezrozumiałych powodów już w 75 minucie postanowili ściągnąć swoje flagi, co oczywiście nie uszło naszej uwadze i spotkało się z odpowiednią przyśpiewką. Można jeszcze wspomnieć o nadgorliwym zachowaniu miejscowych ochroniarzy, którzy próbując ratować jakieś szmaty z marnym skutkiem postanowili przetestować sprzęt ppoż. Po meczu sprawne wyjście z sektora i szybka droga do Lubina. Przy okazji wielkie dzięki dla Zagłębia za gościnę i wsparcie na meczu!
Podróż powrotna bez żadnych przygód, choć męcząca. W Gdyni po przejechaniu łącznie ponad 1200 km, jesteśmy nad ranem.  

Sam mecz był całkiem niezłym widowiskiem, z rzadko spotykaną liczbą bramek, dramaturgią i licznymi zmianami prowadzenia. Ostateczny remis jest sprawiedliwym wynikiem. Nie zmienia to jednak faktu, że Arka po 6 meczach ma na swoim koncie ledwie 6 pkt., co spotkało się z naszym niezadowoleniem. Z sektora nie było tym razem radosnego: "czy wygrywasz czy nie..." i zbyt wielu oklasków, ale raczej wyrażone w męskich słowach przesłanie: "macie zapierdalać i wygrywać, bo tu jest Arka i nie ma miejsca na odpuszczanie, czy przegrane mecze w takim stylu jak z Widzewem".

Piłkarze (poza wychowankiem Nalepą) po naszym "przesłaniu" zeszli ze spuszczonymi głowami do szatni. Trzeba przyznać, że Dźwigała to pierwszy trener Arki od lat, który nie boi się odpowiedzialności. Podszedł pod sektor, wysłuchał nas i długo, po męsku z nami dyskutował. Większość by nawet nie podeszła, a on stał do końca i tłumaczył. Biorąc na siebie pełną odpowiedzialność wierzy w to co robi i wierzy w ten zespół, który jego zdaniem już niedługo zaskoczy. Mówił, że młodzi piłkarze cały czas się uczą, ale z meczu na mecz widać postępy. Potrzebują jedynie trochę czasu, stabilizacji formy i doświadczenia. Prosił o wsparcie, bo motywacji na pewno im nie brakuje. Osobiście po tej rozmowie daje mu pewien kredyt zaufania. Mam nadzieję, że wyciśnie maksa z potencjału zawodników którymi dysponuje.

"Walczyć trenować, Areczka musi panować!" a my na następny wyjazd udajemy się już za 2 tygodnie do Świnoujścia!