Łączy ich miejsce stałego zamieszkania, dzieli niemal wszystko. Czesław Michniewicz to medialne zwierzę, człowiek-orkiestra w kontaktach z kibicami. W TV komentuje mecze, za pośrednictwem Twittera komentuje rzeczywistość, popisując się często błyskotliwym humorem i sprawną obserwacją otoczenia. Na mecze zakłada elegancki garnitur, odwrotnie niż jego vis a vis, który piłkarzami dyryguje w klubowym dresie. Grzegorz Niciński ceni prywatność, za dziennikarzami nie przepada, ograniczając się w kontaktach z nimi do absolutnego minimum. Czy to oznacza, że nie ma nic do powiedzenia? Bynajmniej. Kto poznał lepiej "Nitka" wie, że ma sporo ciekawych uwag, jest spostrzegawczy, inteligentny, a w życiu kieruje się zasadami, których nauczyła go dzielnica, gdzie się wychował - Cisowa. Przyjaźń i lojalność ponad wszystko. Znają się dobrze i szanują, ale dopiero po raz pierwszy staną do bezpośredniego pojedynku w tej samej roli. Kto wygra? Zapewne obaj odpowiedzieliby to samo - lepszy.

Gdyńskie początki

Trzy lata starszy jest Michniewicz. Do Gdyni przyjechał w lecie 1990 roku. Trafił do liczącego się wówczas na piłkarskiej mapie Polski Bałtyku i chociaż spędził w nim zaledwie 3 lata to wystarczyło, by aż do dzisiaj był utożsamiany z tym klubem. Bałtyk grał wówczas w III lidze i budował skład na awans. Arka po koszmarnym sezonie 1989/90 (17 miejsce w III lidze!) przebudowała skład, stawiając odważnie na wychowanków. Jednym z nich był Niciński, który dopiero co ukończył 17. rok życia. Do boiskowego spotkania obu panów w oficjalnym meczu... nigdy jednak nie doszło. Dziś te braki nadrabiają w corocznym meczu oldbojów Arki i Bałtyku. 29 września 1990 roku Bałtyk rozgromił Arkę 7:0, ale w składzie żółto-niebieskich próżno było szukać "Nitka", który dopiero zimą za sprawą śp. Jacka Dziubińskiego trafił na stałe do pierwszego zespołu. Wiosną sytuacja była odwrotna. Niciński grał od 1 minuty, ale bramki "Kadłubów" strzegł Arkadiusz Zagórski, a nie Michniewicz. Bałtyk ostatecznie wrócił do II ligi i rok później dołączyła do niego Arka, w której "Nitek" grał już pierwsze skrzypce.

Sezon 1990/91:
Bałtyk - Arka 7:0 (Michniewicz 90 minut, Niciński poza kadrą)
Arka - Bałtyk 0:1 (Niciński 90 minut, Michniewicz na ławce)

W II lidze także panowie mijali się szerokim łukiem. Czesław Michniewicz stracił miejsce w składzie po puszczeniu trzech bramek w Gorzowie Wielkopolskim. Jego miejsce zajął Andrzej Opuszewicz i to właśnie jego pokonał w ostatniej minucie derbowego meczu Grzegorz Niciński. Gol został zdobyty w kontrowersyjnych okolicznościach. Cała ławka Bałtyku ruszyła w kierunku sędziego, a piłkarze biało-niebieskich zeszli ostentacyjnie z boiska. Wiosną bronił ponownie Zagórski i tym samym Michniewiczowi w barwach Bałtyku nie dane było zagrać przeciwko dzisiejszemu opiekunowi Arki.

Sezon 1992/93:
Arka - Bałtyk 2:1 (Niciński 90 minut i gol, Michniewicz na ławce)
Bałtyk - Arka 0:1 (Niciński 90 minut, Michniewicz na ławce)


Niciński z boiska, Michniewicz z ławki

Czesław Michniewicz, via Polonia Gdańsk, trafił do nowej siły polskiej piłki - Amiki Wronki, budowanej przez osławionego "Fryzjera". Szybko jednak skończył karierę, stwierdziwszy, że więcej ma do zaoferowania światu jako trener. Grzegorz Niciński w tym czasie na stałe zadomowił się w I lidze, reprezentując kolejno barwy Pogoni Szczecin, Wisły Kraków i Zagłębia Lubin. To właśnie w barwach "Miedziowych" obecny trener Arki znów spotkał się z klubem Michniewicza. Różnica była taka, że o ile "Nitek" wciąż biegał po boisku, o tyle jego jutrzejszy rywal, piastował już funkcję pierwszego trenera w Lechu Poznań. W sezonie 2005/2006 wychowanek Arki wrócił do Gdyni i dwukrotnie zmierzył się z Lechem, wciąż prowadzonym przez Michniewicza. W Poznaniu był remis, a w rewanżu górą był "Kolejorz". Sezon później Niciński po raz pierwszy i ostatni trafił do bramki zespołu prowadzonego przez "polskiego Mourinho". Ich bilans w tych rolach jest wyrównany, obaj zwyciężali dwukrotnie.

Niciński piłkarz vs Michniewicz trener: bilans 2 - 1 - 2


Po tej samej stronie barykady

W sezonie 2008/2009 losy obu szkoleniowców zostały połączone. Czesław Michniewicz został szkoleniowcem Arki Gdynia, sprowadzając nad morze kilku ulubieńców z czasów Lecha Poznań. "Nitka" ze składu wygryźli Zbigniew Zakrzewski i Marcin Wachowicz, ale dzisiejszy trener Arki raczej nie powinien nosić w sercu zadry, bo duet "Zaki" - "Wachu" był w naprawdę wybornej formie, a w odwodzie byli też Damian Nawrocik i Przemysław Trytko. Ostatecznie trener Michniewicz opuścił klub 10 kwietnia po porażce w Łodzi (już w szatni zakomunikował zawodnikom decyzję), a Niciński wrócił do składu na koniec rundy i zapewnił Arce utrzymanie golem w 79 minucie meczu z Odrą Wodzisław. To było na dobrą sprawę jego wymarzone pożegnanie z Arką w roli piłkarza, chociaż zagrał jeszcze kilka meczów w kolejnym sezonie.

Czesław Michniewicz tak wspomina na swojej stronie internetowej okres spędzony w Gdyni:

Choć wielokrotnie miałem propozycje pracy w Arce, od zawsze powtarzałem, że nie chcę nigdy pracować „w domu”. Gdynia miała być moją oazą spokoju, gdzie wracam do rodziny po skończonej pracy w innym klubie w Polsce. Tym razem stało się inaczej.  Zadecydowały o tym przede wszystkim względy rodzinne i długa rozłąka.

Pracowałem w Gdyni tylko 10 miesięcy i uważam, że jako trener nic wielkiego nie wygrałem, ale zdobyłem kolejne cenne doświadczenie i byłem blisko z rodziną, co też miało swoje duże znaczenie. Liczyłem, że uda mi szybciej pozmieniać rzeczy w klubie, ale w tamtym czasie było pewne przeszkody okazały się nie do przeskoczenia.  Dzisiaj wiem, że przy decyzji o podejmowaniu pracy trenera nie wolno kierować się sentymentami.

Grzegorz Niciński najprawdopodobniej nigdy nie czytał tych słów lub nie wziął ich sobie do serca. Pracę w ukochanym klubie, z którym związany jest znacznie mocniej niż jego vis a vis, rozpoczął w relatywnie młodym wieku. Szybko przyszedł kryzys, gdy poczuł na własnej skórze jak zmienne są nastroje kibiców. W sondzie za jego odejściem głosowało jesienią ponad 80% kibiców. Kilka miesięcy później mógł na nich spojrzeć z triumfem w oczach, ale nigdy publicznie nie uniósł się i nie wyraził rozczarowania, które czuł jesienią, mając w pewnym momencie tak małe wsparcie. Zachował pokorę i tego samego wymaga od swoich zawodników. Pilnuje, by nikt z młodych zawodników nie "podpalał" się po kilku dobrych meczach, ale też by chłodne głowy zachowali kibice. Nie rozbudza nadziei wielowątkowymi wypowiedziami. Nie używa takich słów jak "sukces", "marzenia". Można być pewnym, że nawet zwycięstwo w Niecieczy tego nie zmieni. Pozostanie sobą już na zawsze, wymieniając ewentualnie na ligowe derby dres na garnitur.

Obecny opiekun klubu z Niecieczy chwilę po odejściu Dariusza Dźwigały nie miał wątpliwości, że Grzegorz Niciński, ówczesny drugi trener, to najlepszy z możliwych wyborów. Na Twitterze napisał wówczas następujące słowa:

Grzegorz Niciński to w tej chwili najlepsze co może przytrafić się Arce.

Te słowa bez wątpienia obrazują szacunek, jakim "polski Mourinho" darzy trzy lata młodszego "Nitka". Czy w poniedziałek przez chwilę pożałuje tych słów?

 

mazzano