Arka Gdynia - Cracovia 1:0 (Marcus 76')

Arka: Konrad Jałocha - Damian Zbozień, Michał Marcjanik, Dawid Sołdecki, Marcin Warcholak - Rashid Yussuff (74' Marcus da Silva), Antoni Łukasiewicz, Adam Marciniak, Mateusz Szwoch, Miroslav Božok (89' Dominik Hofbauer) - Dariusz Zjawiński (82' Rafał Siemaszko)

Cracovia: Grzegorz Sandomierski - Deleu (82' Sebastian Steblecki), Piotr Polczak, Piotr Malarczyk, Tomasz Brzyski - Miroslav Covilo, Damian Dąbrowski (67' Mateusz Cetnarski) - Jakub Wójcicki, Marcin Budziński, Mateusz Szczepaniak (75' Tomas Vestenicky) - Krzysztof Piątek

Żółte kartki: Sołdecki, Marcus (Arka) - Covilo, Dąbrowski, Budziński, Malarczyk (Cracovia)
Widzów: 9436

"Można przegrać mecz będąc słabszym, natomiast mieć multum sytuacji na wyjeździe i przegrać to trudna sprawa" - pomeczowa wypowiedź trenera gości, Jacka Zielińskiego, mogłaby służyć za idealny opis tego meczu, o ile trwałby on 60 minut. Cracovia miała wówczas więcej z gry, stworzyła multum dobrym okazji, ale nad żółto-niebieskimi czuwać musiała opatrzność, której do pomocy przyszedł dziś rozgrywający mecz życia Konrad Jałocha. Bramkarz Arki nie dałby dziś się pokonać prawdopodobnie nawet, gdyby mecz trwał nie 90, a 180 minut. Drugim bohaterem został rekonwalescent - Marcus da Silva. Jego wejście odmieniło losy meczu, a Brazylijczyk potwierdził, że jest nie tylko liderem Arki, ale i gwiazdą całej ligi.

Od początku meczu widać było podział boiskowych ról. Dysponująca bardzo silną linią pomocy Cracovia przejęła inicjatywę i krótkimi, kombinacyjnymi akcjami przedostawała się pod bramkę Jałochy. Nasza defensywa spisywała się jednak bez zarzutu, poza małą drzemką, gdy Marcjanikowi (dobry mecz, wygrał niemal wszystkie pojedynki) urwał się Piątek i trafił w słupek po podaniu Wójcickiego. Gorzej było z konstruowaniem akcji. Tego elementu w zasadzie do przerwy w wykonaniu zespołu Grzegorza Nicińskiego nie oglądaliśmy. Co nie oznacza, że Grzegorz Sandomierski był bezrobotny. W 36. minucie doskonałym strzałem z rzutu wolnego popisał się Mateusz Szwoch, a bramkarz gości cudem sięgnął piłki, wpadając przy tym na słupek swojej bramki.

Początek drugiej połowy to istna nawałnica na naszą bramkę. W 50 minucie Jałocha cudem wręcz odbił piłkę po strzale Szczepaniaka z kilku metrów, a dobitka poszybowała obok bramki. Chwilę wcześniej nasz bramkarz wygrał pojedynek z Wójcickim i Piątkiem. Arka przetrwała ten sztorm i nagle zza chmur wyszło słońce! W 55 minucie znów kapitalnie z wolnego uderzył Szwoch, lecz Sandomierski, obserwowany dziś przez Jarosława Tkocza - trenera bramkarzy w reprezentacji, znów był czujny. W 57 minucie powinno być 1:0. Na krótki słupek po rzucie rożnym zbiegł Marcjanik, pięknie uderzył, ale bramkarz gości  tym razem ekwilibrystyczną obroną uratował swoją świątynię. Od tego momentu Arka uzyskała wyraźną przewagę. Mnożyły się dobre dośrodkowania, sytuacje strzałowe, ale piłka jak zaczarowana nie chciała wpaść tym razem do bramki gości. Aż nadeszła kluczowa 74 minuta. Na boisku pojawił się Marcus i po raz kolejny wziął sprawy w swoje ręce. Dwie minuty później do kapitalnego podania Szwocha wystartował Marciniak, zabrał się z piłką, odegrał do Marcusa, który atomowym strzałem przy pomocy nogi Malarczyka pokonał Sandomierskiego. Powiedzieć, że stadionem wstrząsnęła euforia to mało powiedziane. Arka nie grała dziś wybitnego meczu, ale właśnie takie zwycięstwa cieszą najbardziej. Nie sztuką jest wygrywać, gdy idzie jak z płatka. W końcówce miłym gestem wykazał się trener Niciński, dając zadebiutować w dniu urodzin Dominikowi Hofbauerowi. Ten pokazał w kilku akcjach, że ma pojęcie o piłce i może powiększyć trenerowi pole manewru.

Arka awansowała na 5. miejsce w tabeli i warto zauważyć, że ma aż 9 i 10 punktów przewagi nad strefą spadkową, a przecież to utrzymanie jest celem nr 1 na ten sezon. Podkreślamy też, że tylko liderująca Jagiellonia i Zagłębie Lubin mają korzystniejszy bilans bramek od żółto-niebieskich. Tak udanego wejścia w sezon nie spodziewał się chyba nikt. Za tydzień jedziemy do Poznania, gdzie warto pokusić się o kolejną niespodziankę.