Jak zwykle w podobnych sytuacjach wersja policji różni się od wersji naocznych świadków. Wielokrotnie podobne wydarzenia były nazywane w mediach jedynie "wypadkami", a późniejsza prawda okazywała się zupełnie inna. Ciężko uwierzyć w oficjalne tłumaczenia policji i polityków (choćby odnośnie prędkości z jaką jechał radiowóz), dlatego ograniczamy relację do podstawowych faktów zamieszczonych w jednym z niezależnych serwisów:

Po meczu klub zorganizował fetę z udziałem zawodników i kibiców. Do wypadku doszło przed godziną trzecią rano, gdy kibice wracali do domów. Według relacji świadków kibic znalazł się na jezdni i został potrącony przez policjantów jadących zbyt szybko nieoznakowanym autem.

Mężczyzna poniósł śmierć na miejscu. Sytuacja pomiędzy kibicami a policją była bardzo napięta. Funkcjonariusze użyli armatki wodnej oraz broni gładkolufowej, gdyż wzburzeni kibice rzucali na ulicę w kierunku policjantów kamienie i butelki.

- Ze wstępnych ustaleń wynika, że pieszy z nieustalonej w tej chwili przyczyny znalazł się na środku ulicy. Przebiegając przez pas zieleni, prawdopodobnie chciał się przedostać na drugą stronę jezdni - poinformował rzecznik lubuskiej policji Sławomir Konieczny. Mężczyzna zginął na miejscu.

Marcin, jeden z kibiców Falubazu, w rozmowie z portalem Niezalezna.pl nie zgadza się z wersją policji. - Rzecznik policji, który twierdzi, że zabity kibic wbiegł na ulicę, nie mówi prawdy. Ulicą po meczu szło kilkanaście tysięcy ludzi. Kibic szedł razem ze swoją dziewczyną, zachowywał się spokojnie, a nieoznakowany radiowóz, który go potrącił, pędził z prędkością ok. 80 km/h, czego w żadnym razie nie powinien robić. Dziewczynie udało się odskoczyć, natomiast chłopak uderzony lusterkiem radiowozu zmarł - mówi.


Składamy najszczersze kondolencje rodzinie oraz kibicom Falubazu Zielona Góra.