Arka do meczu z Ruchem przystąpiła w klasycznym dla siebie ustawieniu 4-4-1-1, które w kolejnych fragmentach meczu przybierało różne formy. Wraz ze zmianami w składzie, Arkowcy rotowali się na poszczególnych pozycjach w linii pomocy i ta formacja była wczoraj pod szczególną obserwacją. Na prawej pomocy rozpoczął mecz Glauber i ten eksperyment zakończył się niepowodzeniem. Brazylijczyk był zagubiony, nie podjął bodaj ani jednej próby dryblingu, często miał też problem z ruchem do piłki, czekając biernie na podanie. W efekcie Arka do przerwy nie przeprowadziła prawą stroną żadnej akcji i Glauber po wejściu Marcusa wrócił na swoją nominalną pozycję. Z tyłu prezentował się nieco lepiej. Dwa razy zablokował niebezpieczne dośrodkowanie z pola karnego, ale często grał zbyt daleko od "swojego" zawodnika i ułatwił Włodyce zejście na prawą nogę przy bramce na 1:2. Młody pomocnik Ruchu miał tyle miejsca, że mógł podnieść głowę, sprawdzić jakie flagi wiszą na "Górce" i spokojnie przymierzyć w długi róg. Nie bez winy przy tej bramce był także Marcin Radzewicz, który grając na prawej pomocy nie zdążył z asekuracją Glaubera. W przekroju całego meczu "Radza" grał na kilku pozycjach i chociaż znów nie wypadł olśniewająco to oddać mu należy, że grając właśnie z prawej strony zszedł do środka i rzucił prostopadłe podanie przy wyrównującym golu w dogrywce. Tym samym potwierdził, że jest uniwersalnym piłkarzem i jak wróci do wysokiej formy, Arka może z tego czerpać profity.

Wielu kibiców przecierało oczy ze zdumienia widząc po przerwie na środku obrony Radosława Pruchnika i na środku pomocy Marcusa. "Pruchol" jest obecnie w takiej formie, że pewnie i na "dziewiątce" by sobie poradził, ale w tyłach grał profesora. Trener wiedział co robi, bo nie tylko zapewnił drużynie spokój w tyłach, ale oszczędził tym samym trochę sił na środowy mecz z Flotą. Tak, jak pisaliśmy w relacji z meczu, zmiana Krzysztofa Sobieraja była ustalona już przed meczem. W jego miejsce wszedł Tomasz Jarzębowski i zagrał bardzo solidnie na defensywnym pomocniku. Kapitan Arki miał prawo zapomnieć, jak należy poruszać się w okolicach środkowego koła, ale póki co rdza nie tyka "Jarzy" i zaliczył test na piątkę. Mając tak doświadczonego piłkarza obok siebie, pewności nabrał Marcus, harując od jednego do drugiego pola karnego. W tej roli mało kto spodziewał się go zobaczyć, ale Brazylijczyk nie dość, że wykorzystując swoją szybkość zaliczył kilka odbiorów, to jeszcze w dogrywce posłał kluczowe podanie na nogę Piotra Tomasika i chyba po raz kolejny zagwarantował sobie wybór na zawodnika meczu. "Tomas" biegał wówczas po lewym skrzydle, ale zaliczył też epizod z prawej strony. Wniósł ożywienie, ale też spokój, rozsądnie szanując piłkę w ostatnich minutach dogrywki. Takie mecze jak wczorajszy klarują, którzy piłkarze są dziś dla Arki najcenniejsi, a którzy, jak Michał Szubert czy Michał Marcjanik zgłaszają mocno gotowość do gry od początku.

Największy minus tego meczu to oczywiście czas jego trwania, ale w tym przypadku "plusy ujemne" nie mogą przysłonić "plusów dodatnich". Takie boje jak wczorajszy dają pewność siebie, poprawiają morale i nastroje wśród piłkarzy oraz kibiców, a tego wycenić się nie da. Ten stadion i wypełniający go (wczoraj, trzeba krytycznie przyznać, w niewystarczającej liczbie) kibice potrzebują emocji i bramek. O gdyńskim obiekcie można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że uchodził za twierdzę. Mecze przypominały raczej zarzynanie futbolu tępym nożem, a kibice wracali do domów znudzeni i poirytowani. Teraz to się zmienia. Arka idzie do przodu, rozwija się, w grze jest coraz mniej przypadku. Trybuny żyją, a momentami wręcz huczą, jak wczoraj w drugiej połowie i dogrywce.

Kilka dni temu wydawało się, że po kontuzji Mateusza Szwocha trener bez dwóch ibupromów nie da rady, a dziś to młody pomocnik musi głowić się nad tym, jak utrzymać miejsce w składzie. Trener Sikora wczoraj nie tylko jako pierwszy trener od ośmiu lat odesłał Ruch do domu przed ćwierćfinałem, ale też odkrył dla Arki nowe oblicze kilku zawodników. Oby nie był to pokaz jednorazowy, w środę na strzelenie zwycięskiej bramki będzie tylko 90 minut.

mazzano