Wieczorna Warszawa – taką właśnie lubimy ją oglądać. Szukamy ulic najlepiej oświetlonych, pełnych wielkomiejskiego ruchu i zgiełku. Warszawiacy lubią pogawędzić przy muzyczce i czarnej kawie. Ale przypatrzcie się uważnie – tu załatwia się także inne sprawy...

Takie intro rozpoczyna utwór warszawskiego rapera Taco Hemingway’a ,,Szlugi i kalafiory”. Jest cytatem z filmu dokumentalnego o prostytucji w PRL-u. Po chwili kobiecy głos wypowiada kwestię ,,w urzędach były koniaki, kobietom rozdawał kwiaty” – dotyczy ona najbardziej znanego oszusta PRL-u Czesława Śliwy, którego postać została wykorzystana w albumie.

PRL teoretycznie upadł 31 lat temu, jednak sposób załatwiania spraw oparty na przekrętach, znajomościach i krętactwach w wielu środowiskach utrzymał się aż do dzisiaj. Idealnym przykładem takiej sytuacji jest PZPN, który robi wszystko, by doprowadzić do spadku Arki z Ekstraklasy. Oczywiście, piłkarze żółto-niebieskich swoją fatalną postawą na boisku są głównymi winnymi tragicznej sytuacji w tabeli. Jednak nie sposób nie podkreślić, że w spotkaniach z Lechią (w Gdyni i Gdańsku) oraz Legią i Pogonią w Gdyni wskutek ,,pomyłek” sędziowskich Arkowcy stracili OSIEM punktów, a i w niedzielnej potyczce ze Śląskiem omal nie skończyło się kolejnym niezasłużonym deficytem. Tymczasem krajowa federacja, zamiast starać się gasić ogień, jaki rozpalił się wokół kontrowersyjnych decyzji arbitrów, jeszcze go podsyca, wyznaczając do poprowadzenia meczu Legia – Arka sędziego z… Warszawy, który już dwukrotnie w tym sezonie maczał palce w kręceniu gdynian jak na karuzeli.

Dobrze, ale odłóżmy już na bok układy, przejdźmy do tematów piłkarskich. Rywalem żółto-niebieskich w środowy wieczór będzie Legia Warszawa, a więc zdecydowany faworyt do wygrania ligi w tym sezonie. Podopieczni Aleksandara Vukovicia znajdują się na pole position do mistrzostwa Polski – przed startem 29. kolejki mieli osiem punktów przewagi nad Piastem Gliwice, który w dodatku we wtorek stracił już punkty na własnym boisku z Górnikiem Zabrze – chociaż liczymy na to, że i warszawianie nie zainkasują w tej serii gier kompletu oczek. Legia wygrała oba mecze po powrocie do gry po przerwie spowodowanej pandemią – 1:0 z Lechem w Poznaniu i 3:1 z Wisłą w Krakowie. Zwłaszcza druga połowa spotkania przy Reymonta uwidoczniła skalę potencjału ,,Wojskowych” – o ile w pierwszej części gry Biała Gwiazda postawiła się stołecznym, o tyle w kolejnych 45 minutach ligowy klasyk przypominał już egzekucję wyroku. Warszawianie pod wodzą serbskiego trenera nie grają szalenie efektownie, ale z pewnością skutecznie. Do tego charakteryzuje ich zaawansowany poziom wyszkolenia technicznego podstawowego składu, długa ławka rezerwowych i mądrość w grze – piłkarze ze stolicy doskonale czują tempo meczu, wiedzą, kiedy przyspieszyć, a kiedy zwolnić, w jakich momentach zastosować pressing, a w jakich z kolei przytrzymać piłkę i rozegrać spokojnie. Vukoviciowi zajęło to trochę czasu, ale w końcu wkomponował do drużyny takich piłkarzy, jak Luquinhas, Andre Martins czy Walerian Gwilia, poukładał ich w swoim zamyśle taktycznym, a to w konsekwencji przyniosło korzyści w budowaniu silnego zespołu. Świeżość do gry ,,Wojskowych” wnosi też choćby 19-letni lewy obrońca Michał Karbownik, o którego bije się pół Europy. Natomiast na pozycji numer dziewięć Vuković przed potyczką z Arką nieoczekiwanie ma ból głowy. Po pauzie za czerwoną kartkę w meczu z Piastem do gry powraca strzelec dziesięciu goli w tym sezonie Jose Kante. Tymczasem pod jego nieobecność trzy bramki w dwóch starciach zdobył Tomas Pekhart i o ile Czech podczas swojej krótkiej przygody z Ekstraklasą zdążył już wyrobić sobie opinię napastnika, od którego piłka głównie się odbija, o tyle w spotkaniu w Krakowie zagrał bardzo dobre zawody.

Po drugiej stronie boiska w środowy wieczór stanie Arka Gdynia. Żółto-niebiescy mają za sobą słaby w swoim wykonaniu mecz ze Śląskiem Wrocław, w którym jednak obudzili się w porę i po znacznej poprawie gry w ostatnim kwadransie zgarnęli komplet punktów. W ten sposób odzyskali tlen w walce o utrzymanie w Ekstraklasie, ale co znacznie ważniejsze – drużyna rzeczywiście odzyskała nadzieję, że ta karkołomna misja może się powieść. Nie sposób też nie zauważyć, że pod wodzą Ireneusza Mamrota (a zapewne w dużej mierze dzięki pracy Macieja Kędziorka) gdynianie stają się specjalistami od stałych fragmentów gry – w ten sposób padło wszystkie pięć goli, które Arkowcy strzelili po powrocie na ligowe boiska. Warto odnotować, że na ten bilans składają się dwa trafienia po rzutach rożnych i trzy po karnych, które z kolei w dwóch przypadkach także zostały podyktowane po dośrodkowaniach z rzutów wolnego i rożnego. Dlatego warto pamiętać, że Arka również w Warszawie będzie miała swoje argumenty. I chociaż drużyna w tym momencie jest rzucana lwu na pożarcie, to przecież w przeszłości wielokrotnie udowadniała, że w roli skazańców czuje się znakomicie, a taka otoczka tylko pomaga jej zmobilizować się do walki. Zresztą wystarczy przypomnieć współczesną historię pojedynków gdynian przy Łazienkowskiej – w sierpniu 2016 r. wygrali z Legią 3:1, z kolei w poprzednim sezonie po dobrym meczu zremisowali 1:1. Osobny rozdział napisały też dwie potyczki o Superpuchar Polski, z których żółto-niebiescy wracali do Gdyni z trofeum. Kluczem do wywiezienia z Warszawy punktów będzie w środę przede wszystkim odwaga. Dodatkową motywację dla podopiecznych Mamrota może też stanowić chęć utarcia nosa piłkarskim ekspertom, którzy już przed pierwszym gwizdkiem sędziego Kwiatkowskiego skazują Arkowców na porażkę. Wojciech Kowalczyk ,,zobaczy chętnie, ile Areczka przyjmie na Łazienkowskiej – to może być duża rzecz, liczyć zacznie od czwóreczki”. Może się przeliczyć.

Zwycięstwo Arki na Stadionie Wojska Polskiego niewątpliwie byłoby ogromną sensacją, ale nie jest nierealne. Sytuacja żółto-niebieskich w tabeli wymaga od nich zaciekłej walki o każdy punkt, a mecze w Ekstraklasie często wygrywa się determinacją i ambicją. Tak naprawdę podopieczni Mamrota nie mają nic do stracenia – jeśli wrócą ze stolicy na tarczy, nikt nie będzie miał do nich pretensji, wszyscy skoncentrujemy się na kluczowym meczu z Wisłą Kraków w Gdyni. Jednak gdyby udało im się ograć bitego faworyta, byłby to wielki handicap punktowy, ale przede wszystkim solidny zastrzyk pozytywnej energii na końcówkę sezonu. Jak najbardziej jest więc, o co grać. Mamy nadzieję, że żółto-niebieskim przyjdzie mierzyć się głównie z gospodarzami, bez dodatkowych przeszkód. I wierzymy, że piłkarze są w stanie podnieść z murawy trzy punkty. Jesteśmy z wami, Areczko, jesteśmy z wami!


Przewidywane składy:

Legia: Majecki – Vesović, Lewczuk, Jędrzejczyk, Karbownik – Wszołek, Antolić, Martins, Gwilia, Luquinhas – Kante.

Arka: Steinbors – Zbozień, Danch, Marić, Marciniak – Młyński, Kopczyński, Nalepa, Vejinović, Jankowski – Zawada.